Osiem tygodni spędzonych na ekwadorskiej prowincji w pięknych okolicach parku Podocarpus z kilkunastoma sesjami ze świętym dla Indian kaktusem San Pedro, to był czas, po którym nie ma już powrotu na stare tory. Choć od tych wydarzeń minął rok i naturalnie pamięć wymazała świeżość przeżyć, to z łatwością wchodzę w uczucia i stany, które było mi dane doświadczyć.
Istotą rzeczy jest to, że są i choć ten fakt na trzeźwym umyśle nie robi wrażenia, to w odmiennym meskalinowym stanie jest to niezwykle odkrywcze. Nasz umysł może oderwać się od postrzegania świata poprzez pojęcia i znaczenia, oderwać się od języka, a co za tym idzie oderwać się od dualizmu. Do głosu dochodzi percepcyjne odczuwanie. Nazywam je bezpośrednim widzeniem, ponieważ pomiędzy jednostką, a światem przestaje istnieć język, chęć nazwania i intelektualnego zrozumienia. W momencie w którym znika jednostkowy aparat pojęciowy równocześnie znika „ja”, które staje się częścią bezosobowej całości. W bezznaczeniowej przestrzeni może zaistnieć doświadczenie jedności oraz głębokiego połączenia z wszechświatem.
Wewnętrzna podróż po antypodach umysłu i zewnętrzna podróż do świątyń natury w mojej opinii stanowi mieszankę głęboko transformującą. Zmiana perspektywy sprawia, że stajemy się bardziej elastyczni. Huachuma jednoznacznie pokazuję, że życie jest piękne, bo jest i to wystarczy.